Nie miejmy wyrzutów sumienia,
że kupujemy nowe ciuchy,
oglądamy komedie, objadamy się pączkami,
czy wstawiamy stylówki na bloga,
gdy na Ukrainie w tym czasie toczy się wojna...
To nie świadczy o braku empatii,
to jest normalny instynkt przetrwania!
a nie zmartwieniem i paniką.
Alicja Gawlikowska-Świerczyńska przeżyła
najcięższy obóz koncentracyjny dla kobiet Ravensbrück.
W książce "Czesałam ciepłe króliki",
opowiada o tym , jak ważne były drobiazgi
przypominające o codzienności sprzed koszmaru wojny.
Myśl o butach i płaszczu,
które zostały w warszawskim mieszkaniu,
trzymała ją przy życiu!
Dbanie o wygląd, zachowanie kobiecości,
to nie była fanaberia.
Optymizm,
pogoda ducha i poczucie humoru
pozwoliły jej przetrwać!
Pani Alicja potrafiła znależć
dobre chwile nawet w obozie koncentracyjnym..
Ogrzewała zmarznięte ręce głaszcząc króliki,
przy których tam pracowała:)
Zawsze też uważała, że kobieta w każdej sytuacji
i w każdym wieku, powinna o siebie dbać .😉
Nawet w najtrudniejszych momentach,
trzeba dać sobie szansę na lżejszy oddech i śmiech:)
To daje siłę!
💙💛
Muszę koniecznie przeczytać tę książkę. Szanuję takie kobiety :)
OdpowiedzUsuńNiezwykła kobieta! Naprawdę!
UsuńJak dobrze, że do Ciebie zajrzałam. Powinnam przeczytać tą książką, za dużo rozmyślam i się zamartwiam.
OdpowiedzUsuńKOniecznie przeczytaj!
UsuńZamartwianie się na zapas i tak nić nie da.. :)
Każdy przeżywa po swojemu. I reaguje. Ja na przykład nie umiem się oderwać od tego co się dzieje, chociaż wiem, że mi to źle robi. Totalna beztroska to nie ja. Ale nie panikuję. Czekam na jakiegoś Brutusa, który zostanie bohaterem światowym.
OdpowiedzUsuńCzekam razem z Tobą!!!
UsuńBeztroski, to i u mnie nie ma..
UsuńAle jak na coś nie mam wpływu, to staram się, żeby mnie nie niszczyło..
OJ...też czekam na tego Brutusa.. Oby jak najszybciej się objawił..
Jestem słabym człowiekiem. Czasy w jakich przyszło nam żyć, niszczą moją psychikę. Podziwiam ludzi mających siłę ,,normalnie" funkcjonować w sytuacji śmiertelnego zagrożenia, jakim jest wojna. Ja zamieniam się w bezwolne warzywo. Wiadomo, z czasem człowiek ,,przyzwyczaja się", mechanicznie zaczyna ogarniać codzienność... ale cały czas w strachu i z nadzieją, że w końcu ktoś położy kres temu okrutnemu szaleństwu!!!
OdpowiedzUsuńPewnie, że strach jest i nie wiem czy byłabym taka dzielna w obozie, czy gdyby przyszło mi uciekać przed kulami..
UsuńAle nauczyłam się, żeby nie umartwiać się rzeczami, których nie zmienię..
Mam też przy boku moich mundurowych, którzy twardo stąpają po ziemi i trzymają mnie w pionie:)
Justyna, to nie jest słabość. To wrażliwość. To zaleta, która niestety wykańcza wrażliwca. Ale mnie doświadczenie nauczyło, że ci niby słabi wrażliwcy, w chwilach próby, są silniejsi niż ci niby twardziele ✌️💪
Usuń❤
UsuńWspaniały wpis i bardzo niosący nadzieję:))))wszyscy sie boimy ale na wiele rzeczy nie mamy wpływu...Pozdrawiam serdecznie i jeszcze raz dziękuję za ten post:)))
OdpowiedzUsuńCieszę się Reniu, że troszeczkę nadziei w Twe serce wlałam:))
UsuńCieplutko pozdrawiam! :*
Taro, trafione w punkt. Trzeba doładować akumulatory ciesząc się z małych rzeczy. Umartwianie się nikomu nic dobrego nie daje. Trzeba żyć radośnie, żeby mieć siłę pokonywać trudności, pomagać dobie i innym. Ukrainki, z którymi się widuję, uśmiechają się,pomimo wszystko. Jeżeli chcemy im pomóc to musimy mieć siłę, dużo życzliwości i uśmiechu.
OdpowiedzUsuńDokładnie tak!!! Musimy mieć siłę i zdrowie, żeby to wszystko przetrwać:)
UsuńA my i tak mamy luz... Nie uciekamy przed wojną i bomby nam na głowę nie lecą..
Mam momenty, że totalnie mnie ta sytuacja rozwala, ale kiedy idę na długi spacer, odłączam się od netu i natłoku informacji, to mniej o tym wszystkim myślę.
OdpowiedzUsuńKsiążka niesamowita, podziwiam kobiety, które potrafiły odnaleźć się w takiej strasznej rzeczywistości.
Cięzki czas... Jakoś musimy sobie radzić..
UsuńMy, to pikuś.. Dlatego też odrywam mysli, aby nie wyobrażać sobie co by było gdyby...